Czy można porzucić korporacyjne przyzwyczajenia i po prostu zacząć żyć? Okazuje się, że tak. Ania inspiruje mnie od samego początku, kiedy tylko dowiedziałam się o jej pomyśle. Odeszła z agencji i została…dziergającą na drutach panią swojego szczęścia.
Słyszałam wiele podobnych historii. Jedna decyzja. Odejście z dobrze płatnej posady. Wyprowadzka w Bieszczady. Ponowna nauka oddychania. Odnajdywanie radości w drobnych przyjemnościach. Dobrze rozumieją to osoby, które codziennie rozpoczynają swój dzień od korków, zatłoczonych tramwajów i pracy przy biurku w przepełnionych open space’ach. Nie żebym sama nie należała kiedyś do tej grupy. Ania tworzy swoje niezwykłe realizacje w zaciszu swojego niezwykłego domu. Dzięki jej talentowi ponownie odkrywam wełnę. To dla mnie powrót do korzeni. Nigdy wcześniej o tym nie pisałam, ale mój dziadek hodował merynosy. Tak, tak. Jako dziecko bardzo dużo czasu poświęcałam na pracę w domowym gospodarstwie. Wiem dużo nie tylko o hodowli, ale i o cyklu „tworzenia wełny”. Mój tata był kiedyś mistrzem w strzyżeniu owiec. Robił to niezwykle sprawnie i z dużym zaangażowaniem. Chciałabym, żeby moje dzieci doświadczyły kiedyś tego uczucia podekscytowania moją pracą. Ja doskonale pamiętam, jak z całkiem pokaźnych rozmiarów owcy, nagle robiła się chudzina o zabawnych kształtach. Wiecie, że lanolina zawarta w wełnie bardzo dobrze nawilża skórę i od lat wykorzystuje się ją do tworzenia kosmetyków? Nigdy bym się nie spodziewała, że teraz z takim rozrzewnieniem będę to wspominać. Skoro mam już wiedzę praktyczną, chcę Wam opowiedzieć o tym, co i dla kogo tworzy WoolByAnn.
Spod jej ręki wychodzą niezwykłe czapy, kominy i ciepłe pledy. Ręcznie plecione lub wykonane na specjalnych drutach, z wybranej i ściśle przez nią wyselekcjonowanej wełny z domieszką jedwabiu i innych szlachetnych dodatków. Zapytacie pewnie czy gryzie. Nie ma zębów, więc nie. Ale wiem jak różnie można reagować na wełnę. Warto przed zakupem się do niej poprzytulać i przekonać się na własnej skórze.
Specjalnie dla mnie Ania przygotowała szarą (a jakże) czapę i komin z grubego splotu. Ponieważ uwielbiam takie formy, od razu uznałam, że to będzie mój hit tej zimy. Mimo braku śniegu (edit: dzisiaj spadł), przymrozki robią swoje. Komplet bardzo dobrze się sprawdza i nie zamieniłabym go na żaden inny.
To nie tajemnica, że ten blog istnieje dzięki takim zdolnym twórcom. Ponieważ ja mam nawet problem z symetrycznym zawiązaniem butów, zawsze podziwiam i chwalę osoby, które własnoręcznie potrafią wykonać tak zachwycające rzeczy.
Polecam!
Zdjęcia: Paweł Mazurek
Najnowsze komentarze