Pod jednym z moich zdjęć, ktoś napisał, że nie lubi dresówki, ale ta bluza jest spoko. Zabrzmiało niemal jak komplement. Na co dzień unikam dresów. Mimo, że komfortowo się w nich czujemy na Boga zostawmy je w domu i cieszmy oczy najbliższych, a nie ulicy i kolegów z pracy. Kilka lat temu, kiedy szary dres wkroczył na salony, sama zakupiłam kilka zgrabnych sukieneczek. Ale wtedy byłam w ciąży i dużo należało mi wybaczyć.
Co się nagle zmieniło? W zasadzie to nic. Odkryłam jednak, że fajna bluza z szarej dresówki może mi towarzyszyć w długiej podróży. Schowałam się w niej i nie zastanawiałam jak postrzegają mnie inni. Dzięki wielkiej kieszeni mogłam mieć przy sobie niezbędne akcesoria, jak telefon czy błyszczyk. Ogromny kaptur zakrywał znamiona zmęczenia. Uratowała moje postrzeganie siebie. Jakby zwolniła z odpowiedzialności bycia zawsze ładną. Też lubicie takie ucieczki? Mnie zdarzają się zawsze podczas podróży. Ponieważ często zwiedzamy Europę decydując się na samochód, a nie samolot, wygodny strój jest jak najbardziej wskazany.
Dzięki bluzie z Never Ever po raz kolejny udowodniłam sobie, że polscy projektanci nawet ze zwykłej dreswymówki potrafią zrobić niezbędny element w szafie. Ponieważ to unisex polecam także panom. Możecie je kupić swoim dziewczynom, a potem bezkarnie podkradać. Zawsze działa to w drugą stronę, prawda?
Sesja zrealizowana w wiedeńskim hotelu dzięki uprzejmości mojego męża, który pogodził się z tym, że mogę zrezygnować z jedwabiu, ale nigdy z koloru szarego.
Najnowsze komentarze